Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Obcy w ekonomii, polityce i na wojnie

Marcin Stanowiec
Marcin Stanowiec
Głośna wymiana zdań między ministrem Rostowskim i posłami PiS-u była dla postronnych widzów równie tajemnicza, co arabska odzywka speca od wojny psychologicznej Włodzimierza N. Choć język drugiego obiegu bywa niezrozumiały, wiemy coraz więcej o obcych.

"PiS" działa na rzecz lobbystów inwestorów zagranicznych i nie broni interesu narodu polskiego. Wstyd mi za was! Wstyd!" - krzyczał z mównicy rozemocjonowany Vincent Rostowski. Polemika sejmowa, jakby żywcem przeniesiona z kawału o Watykanie, w którym Żydzi z Coca-Coli podejrzewają cech piekarzy o przekupienie papieża, ponieważ w modlitwie "Ojcze nasz" katolicy modlą się o chleb powszedni, prowokuje zasadnicze pytania. Co to za inwestorzy zagraniczni i co, zdaniem ministra finansów, jest dobre dla Polski?

Próżno szukać odpowiedzi w mediach. Wszyscy nabrali wody w usta. A przecież nie znając zagrożenia i nie wiedząc, co jest narodowym interesem, nie zmobilizujemy patriotycznego ducha i nie natchniemy społeczeństwa do poniesienia wyrzeczeń w walce z kryzysem.

Aż dziw bierze, że błoto, którym się obrzucają politycy, nigdy nie ubrudziło żadnego pana Sachsa albo Springera. Dotychczasowa praktyka parlamentarna chroniła zagraniczny kapitał. "Inwestorów" powołano na salę poselską mimochodem, przez czysty przypadek. Prawdopodobnie są to udziałowcy KGHM.

Starcie w Sejmie jest typowe dla sytuacji niewoli. Jak się bronić? Stawiając opór czy obchodząc okupanta?

Unikający otwartego konfliktu z rynkami Rostowski proponuje stanowisko bardziej wysublimowane, niż prawicowe. "Zachęcany" do obciążania społeczeństwa kosztami kryzysu (podwyżka VAT) chce także opodatkować wydobycia miedzi, co nie będzie mogło być oprotestowane przez kapitał, tak jak fiskalizm skierowany przeciwko bankom.

Kiedyś może politycy dojrzeją do optymalnej konkluzji, że zabrać należałoby wszystkim, instytucjom finansowym i akcjonariuszom KGHM, oraz, że nie warto bronić któregokolwiek z tych olbrzymów. Jak na razie ratują swój wizerunek społeczny na to samo kopyto, nie szukając kompleksowego rozwiązania i pozwalając korporacjom szerzyć podziały.

Rząd, zamiast samodzielnie czerpać zyski z takich spółek, jak Orlen czy KGHM sprzedaje je, by następnie osaczać aparatem skarbowym. Powodów jest tego wiele. Sumują się one znowu w przemocy kapitału, który na wiele sposobów zaszantażowałby państwo, gdyby to odmówiło mu oddania co smakowitszych kąsków z najbardziej przysadzistego z możliwych sektorów gospodarki.

Wszystkie albo przynajmniej większość formacji politycznych zdaje sobie sprawę z rozkładu sił w świecie. Nie mają tylko pomysłu na przekazanie tej wiedzy obywatelom. Kłótnia w Sejmie posłużyła mimowolnej edukacji.

Obce w stosunku do narodowego interesu, daleko idące ingerencje w samostanowienie polityczne państwa są powszechną bolączką. Za zachodnią granicą odbył się lincz na prezydencie, któremu medialno-finansowy kompleks nie mógł odpuścić względnej samodzielności.

Grzechy Wulffa były niczym w porównaniu do realnej krzywdy wyrządzonej państwu przez Gercharda Schroedera, od którego wzięła się bezprecedensowa nad Renem spirala zadłużenia. W nagrodę za oddaną bankom przysługę były kanclerz zasiada w wielu prestiżowych gremiach korporacyjnych, na których korzyść działał i korumpował się.

Lekcja dana chadekom ma ich nauczyć, że bez akceptacji właścicieli "Bilda" nie wolno namaszczać ani kanclerza, ani prezydenta.

O winie nie rozstrzyga bezstronnie sąd, lecz częstotliwość informacji pojawiających się w mediach. Tą drogą nagradzana jest ohydna służalczość polityków. Puryści ostrzegający przed degeneracją władzy reprezentowanej przez Wulffa mają ciężki orzech do zgryzienia, bo jak tu rozbroić podważającą logikę demokracji dwustandaryzację? Podwójna moralność mediów w stosunku do ludzi sobie posłusznych i zdecydowanych na pozostawanie w opozycji do ładu korporacyjnego formuje zakłamaną klasę polityczną, której my obywatele, nie zdołamy zaufać.

Los pojedynczego człowieka, nie klasa polityczna lub inny abstrakcyjny ogół, wybudza z letargu obywatelskiego skuteczniej nawet, niż zbiorowe poczucie niesprawiedliwości. Ten przypadek prowokuje lawinę pytań o sens podporządkowania się hegemonicznym ambicjom.

Do szpitala w Zakopanem, z licznymi odmrożeniami został odwieziony z jakiegoś górskiego szałasu oficer polskiego wojska, Włodzimierz N. Tuż po tym, jak zaczął coś przebąkiwać i to po arabsku, zafundowano mu bez pytania o zgodę i przy proteście lekarzy, przewóz karetką pogotowia do placówki wojskowej położonej kilka setek kilometrów dalej.

Objawy u Włodka są wspólne wszystkim najemnikom, którzy mieli do czynienia z zaborczą wojną.

Rozróżnienie na obronę konieczną i rozbój jest istotne także psychologicznie, gdyż motyw odpowiada za poczucie winy, a poczucie winy to najbardziej paskudny element stresu pourazowego - dyrektywa US Army z lat 90. o zezwoleniu na przejeżdżanie ludzi, w tym kobiet i dzieci, wozami pancernymi i czołgami wywołała epidemię zaburzeń psychicznych u żołnierzy.
Generałowie przez długie lata nie radzili sobie z samooskarżaniem się podwładnych. W sukurs przyszła im technologia symulacji komputerowej (zabijaj jakbyś grał) oraz podpowiedzi techników społecznych o funkcji anonimowości w podejmowaniu dramatycznych decyzji o cudzym przeżyciu. Tak to powielono i sparafrazowano pomysł nazistów: nie ja morduję, lecz państwo.

Ciężko odkleić od siebie potworne wydarzenia, których było się świadkiem, a jeszcze trudniej, gdy się je autoryzowało. Włodek walczył na cudzej ziemi, jako okupant. Też był obcym.

Najbardziej absurdalną odsłoną utraconej autonomii jest przemiana uciskanego w uciskającego. Ojczyzna Włodka stanęła po stronie kolonialistów i została zmuszona do złożenia daniny z krwi swoich synów. Wysłano kontyngent ludzi, którzy nie mieli nic do Arabów, ale musieli opracowywać ich profile psychologiczne, by potem skutecznie ich pacyfikować i zabijać. Nie ma bardziej wyrafinowanej katuszy dla narodu, który z perspektywy własnych dziejów brzydził się sowiecką okupację, także tą w Afganistanie.

Dziś Amerykanie rozmawiają z Talibami o consensusie politycznym. Wiemy już, że ta wojna nie miała najmniejszego sensu, oprócz sensu, który nadają jej imperialiści konstruujący strachliwy respekt w rządzonym przez siebie świecie.

Problemy żołnierzy powracających z misji wojskowych zmiatane są pod dywan przez najbardziej wzorcowe, zapatrzone we własny humanitaryzm ponowoczesne społeczeństwa począwszy od niemieckiego, a skończywszy na australijskim, gdyż ich pojawienie się w przestrzeni publicznej byłoby wystarczająco kontrastowym pijarowo oskarżeniem oligarchii czerpiącej zyski ekonomiczne i polityczne z niemoralnej wojny, by dać ideologiczne podstawy rewolcie, a potem - kto wie - wysłać sygnał do jej obalenia.

Wiedza o losie żołnierzy i ofiar konfliktów jest marginalizowana, redukowana do drobnego ułamka w skali podawanych przez media informacji. Odbiorcy europejscy i amerykańscy nie zdają sobie sprawy z ogromu tragedii wojennej. Trudno ten stan rzeczy usprawiedliwiać pogonią za lepiej sprzedającym się newsem. Konflikt wietnamski był przecież znakomicie wypromowany. Rozpamiętywanie psychicznych ran zadawanych żołnierzom było w tamtych czasach na rękę korporacjom, które obawiały się kontrolującej administracji waszyngtońskiej i chciały osłabić jej moralny autorytet. Dziś władza na Kapitolu i korporacje to prawie to samo. Wojny prowadzone w ich imieniu nie napotykają fali krytyki w mediach, które do nich należą.

Sto tysięcy wojskowych z akcji w Iraku, wymaga leczenia psychiatrycznego. W 2009 r. odnotowano w armii amerykańskiej 160 samobójstw i 1713 prób samobójczych. Statystyczny weteran jest kilkakrotnie częściej, niż cywil bez podobnej przeszłości, narażony na bezrobocie, rozpad rodziny, uzależnienie od alkoholu i narkotyków i postępujące kaskadowo objawy traumy. Co trzecia z 300 tysięcy kobiet odbywających służbę zostanie, co najmniej raz zgwałcona.

Nie warto oddawać życia albo czci za międzynarodowy salon czy to na polu walki, czy na mównicy sejmowej, a nie daj Boże w łóżku. Szkoda tym bardziej rozmieniać na drobne, dla społecznie wątpliwej korzyści obcego kapitału, wykształconej w patriotycznym, czy jak kto woli, obywatelskim etosie uczciwości.

Rozpoczął się konkurs Dziennikarz obywatelski 2011 Roku.
Zgłoś swój materiał! Zostań najlepszym dziennikarzem 2011 roku. Wygraj jedną z ośmiu zagranicznych wycieczek.

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto